By niejadek zjadł obiadek.
Moje śniadania (na tygodniu) wyglądają zazwyczaj tragicznie. Większość rzeczy jem po prostu “przy okazji” gdy szykuję posiłek dziecku lub gdy po nim dojadam. Jedynym moim stałym, niezmiennym od lat rytuałem jest poranna kawa.☕️
😉 Więc jak patrzę tak sobie teraz na te piękne kanapeczki córki z odkrojoną skórką od linijki, muśniętym delikatnie masełkiem, wędlinką, serem i warzywami eco za milion dolarów to aż świat staje się lepszy a statuetka Masterchefa mogła by spokojnie stać u mnie za szybą.
🏆 Więc idę ja taka dumna z tym talerzem niczym Gesslerowa, stawiam na stole przed córką i słyszę:
– Nie chcę tego, be! tfu! fu! Na co zaskoczona z oczami na wytrzeszcza pytam, nie zdając sobie sprawy z jakże gorzkiej prawdy:
– Córeczko a co to znaczą te stwierdzenia?
– Mamusiu to proste: “be” to znaczy że nie dobre, “tfu” to znaczy, że wypluję a “fu”, że śmierdzi 😱
😱
😱
No proszę a mi się wydawały takie idealne 😂
😜
Miłego dnia😘